Manfred Słaboń - ksiądz etnograf z Łącznika
Ksiądz Manfred Słaboń znany jest nie tylko w Łączniku ale w całym powiecie prudnickim i dalej. Wśród ludzi piszących prezentuje swoją twórczość poetycką. Wśród księży z wielu kościołów wyróżnia się kazaniami o dużym ładunku intelektualnym i emocjonalnym. Jest także jeszcze jedna dziedzina jego życia, która pochłania go coraz bardziej. Stara się przeto usystematyzować ją w sposób celowy, a jest to ogólnie mówiąc etnografia.
W obecnych czasach coraz częściej słyszy się i pisze o efektach pracy twórczej osób duchownych. Dobrze więc, że coraz więcej księży może realizować siebie w talentach od Boga danych i ludziom służących. Myślę, że nadszedł już czas, aby podnieść ku światłu dzieło ks. Manfreda.
Odwiedziłam go w Łączniku wiedząc, że od wielu lat zbiera słownictwo gwarowe lecz nie przypuszczałam, że dokonał tak wiele w tej dziedzinie. Jego siedziba to niekończący się ciąg półek z książkami, szaf i szafek w każdym możliwym miejscu: od schodów do pokojów, od piwnicy - po strych. Dużo wśród nich słowników, opracowań naukowych, książek religijnych, starych modlitewników, a wszędzie teczki - segregatory z materiałem zebranym przez wiele lat. W rozmowie o sukcesach w zbieraniu wyrażeń gwarowych - rozgrzewa się serce księdza, jaśnieją blaskiem oczy i emanuje ta prawdziwa radość, że udało się, czasem przed śmiercią, dotrzeć do ludzi niekiedy bardzo już dojrzałych, którzy zdążyli przekazać mu znaczenie słów, jeszcze używanych w języku gwarowym, który jest ich językiem naturalnym, bo innego nie znają lub nie akceptują.
Ksiądz Manfred Słaboń w 1975 roku zaczął pracę jako proboszcz w Olbrachcicach. Wówczas to młody jeszcze duszpasterz, wsłuchiwał się w mowę swoich parafian i doszedł do wniosku, że trzeba zarejestrować to, co z ludźmi może odejść, a przecież mogłoby się przydać. Sam zresztą mówi piękną gwarą z ludźmi, którzy do niego przychodzą, czy pracują przy kościele.
W 1980 roku przybył jako proboszcz do Łącznika. Poza obowiązkami kapłańskimi zaczął znowu, teraz w sposób naukowy, poprzez studiowanie fonetyki, dialektologii, historii tej ziemi i wpływów językowych związanych z osadnictwem czeskim czy niemieckim, zbierać wyrazy, które odchodziły w niepamięć. Po zorientowaniu się, jak wielkie jest bogactwo gwary, z coraz większą pasją wchodził w różnorodność mowy ludzi z którymi wypadało mu tu żyć i pracować. A okazji ku temu było wiele. Wszak odwiedzał odległe miejscowości z wizytą duszpasterską, bywał na weselach, chrzcinach, stypach, uroczystościach rodzinnych, a tam ludzie swobodnie rozmawiali, zwłaszcza, że ksiądz też mówił ich językiem. Tak to z zapisków w małym notesie powstawały kartki z objaśnieniem zasłyszanych wyrazów i nie tylko. Teraz obok podstawowego znaczenia dochodził opis sytuacji w której słowo funkcjonowało, jego synonimy, wzbogacenie przez przymiotniki; czasowniki odrzeczownikowe, miejsce używania gwary, wiek ludzi posługujących się nią, opis obyczajów i zastosowanie wyrażenia w różnym kontekście. Z podziwem i szacunkiem oglądałam te zbiory teczek z opracowanymi i usystematyzowanymi słownikami z różnych miejscowości, a w nich zbiór określeń gwarowych dotyczących gospodarstwa domowego, rolnictwa, rzemiosła, obrzędów świątecznych, tradycji. I tak na przykład na hasło "KRZYŻ" - istnieje ponad 100 określeń; jaki, do czego i z czym łączy się to słowo.
To co robią liczne zespoły w instytucjach etnograficznych, tego dokonuje on sam - swoisty tytan pracy - bo nikt inny nie jest w stanie mu pomóc. Nie ma na to zbyt wiele czasu, bo działalność duszpasterska jest ciągła, a tu jeszcze budowa (czuwanie) kościołów nowych i odnawianie już istniejących, lekcje religii w szkołach, obowiązki administracyjne, wydawanie tygodniówki „Łącznik z Bogiem". Aby nie popaść w konflikt ze swoimi przełożonym przedstawił owe zainteresowania i sposób ich realizacji władzom kościoła. Wszak Arcybiskup Alfons Nossol, też posługuje się gwarą i to mu zjednywa sympatię wiernych. Tak więc gdy od 1993 zaczął się krystalizować słownik etnograficzny w rękopisie, akceptowany przez władze diecezjalne, autor uważał, że wszelką pracę, zwłaszcza tak trudną i obszerną należy polecić modlitwie kościoła - Dic Ecdesiae - aby ona wspomogła twórcę. Obecnie dzięki komputerowi ksiądz ma nieco ułatwioną pracę, gdyż do jego pamięci wprowadził około 30500 słów, łącznie z synonimami, opisaniu zakresu, celu ich używania, wpływów dialektu lokalnego i wyrażeń obcych. Nawiązał też kontakt z Instytutem Śląskim w Opolu gdzie pewna grupa dialektologów pracuje nad „Słownikiem Gwar Śląskich", który zapoczątkowano jeszcze w latach 60-ych - mając około 2000 tyś. wyrazów. Ukazał się właśnie I tom pod redakcją Bogusława Dederki, ale nie jest to tak dogłębne potraktowanie różnorodności gwar (jak zaplanował ks. Manfred) nawet w obrębie bliskich wsi, a co dopiero odległych miejscowości, choćby na Śląsku Cieszyńskim. Celem pracy ks. Słabonia jest nie tylko gromadzenie i objaśnianie słów lecz wskazywanie na kulturę człowieka, etos jego pracy, moralności, obyczajów i obrzędów. Aby ukończyć to dzieło trzeba jeszcze trochę czasu, choć ksiądz etnograf z Łącznika poświęca temu celowi czas urlopów i godziny wypoczynku. Twierdzi jednak, że go to nie męczy, zbiera też porzekadła, przysłowia, bajki, przyśpiewki. Jest pogodny, jak na Ślązaka przystało, pomaga mu to w bliższych kontaktach z miejscową ludnością i realizować się twórczo, bo może takie właśnie jest jego drugie powołanie. Jest to pewno tak- że jego koncepcja służenia Bogu i ludziom oraz wiedzy, aby mu tylko sił starczyło i mógł skończyć to dzieło.
Źródło:
„Ziemia Prudnicka rocznik 2002 – Tradycja i współczesność”, Spółka wydawnicza Aneks, Prudnik 2002